poniedziałek, 24 marca 2014

Székesfehérvár - TRZYDNIOWA WIZYTA NA WĘGRZECH

Dzięki zaproszeniu z Urzędu Miasta Opola miałam możliwość, ostatnie trzy dni spędzić na Węgrzech.
Odbywały się tam bowiem dni Polsko-Węgierskie.




Razem z Anią, Agnieszką, Patrycją, Mariuszem i Marcelem podjęliśmy wyzwanie, polegające na przygotowaniu obiadu składającego się z 4 dań, dla 40 gości.
Zadanie było tym bardziej utrudnione, że gośćmi byli członkowie władz miast partnerskich, czyli Opola i  Székesfehérvár.

Jako, że nie tylko gotowaniem człowiek żyje, udało nam się zwiedzić również to piękne miasteczko.
Zbyt dużo czasu na to nie mieliśmy, jednakże urokliwe uliczki na długo zapadną nam w pamięci.




Znalazłam też stoisko z cudną ceramiką, w dodatku w moim ulubionym kolorze.
Zgadnijcie czy potrafiłam przejść obok niego obojętnie ?


Ci, którzy myślą, że tak są w błędzie :)
Naczynko z prawego dolnego rogu, wylądowało w moim bagażu podręcznym i przyjechało ze mną do Polski.

No ale, czas na przyjemności minął bardzo szybko i trzeba było zabrać się za pracę.
Kolejną niespodzianką, był fakt, że kolacja miała być wydana w zupełnie innym miejscu, niż kuchnia w której gotowaliśmy.
Wzbudziło to w nas lekki niepokój, ale jak się powiedziało A, to trzeba było powiedzieć i B.

Gotowaliśmy w szkole gastronomicznej pod okiem sympatycznej, ale za razem czujnej Pani Dyrektor.
Było zabawnie, ale i nerwowo.
Niedzielny poranek zaczął się dla nas już o godzinie 5 rano.
Szybki prysznic i do kuchni, tak aby wszystko ugotować i przygotować do przewiezienia.
Godzina 11 jesteśmy już, na miejscu, prawie gotowi.
Czekamy na gości lekko poddenerwowani.
Ale obsługa o nas nie zapomina i dba o to abyśmy się lekko rozluźnili - kieliszki nie stoją puste ;)

W oczekiwaniu na gości
Menu jakie przygotowaliśmy to:

Bukiet sałat z wątróbką drobiową, pomidorkami i przepiórczymi jajkami z bazyliowym dresingiem


Żurek
Schab pieczony ze śliwką i morelami na puree ziemniaczano-selerowym z warzywami julienne

Tu z racji tempa w jakim wydawaliśmy dania, musicie uwierzyć mi na słowo, że wszystko wyglądało smacznie, bo nie zdążyliśmy zrobić zdjęć.

Obiad zakończyliśmy szarlotką


Pomimo małych nieporozumień w naszym zespole, obiad uważamy za nasz sukces.
Dowodem były talerze, które wracały puste i miłe słowa od gości :)

To była niezła szkoła, bo nikt z nas nie jest zawodowym kucharzem.
Trochę posmakowaliśmy jak to jest nim być :)
Z lekcji wyciągamy wnioski, pracujemy nad błędami i chcemy jeszcze........
bo gotowanie to nasza pasja.

Kochani dziękuję, za te trzy dni.
A Urzędowi Miasta dziękuję za zaufanie, że podołamy.


2 komentarze:

  1. podobno ktoś nie wytrzymał i zakupił sobie coś fioletowego i węgierskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adaś wiesz przecież, że wszystko co fioletowe musi być moje ;) A to cudo do mnie przemawiało, nie mogłam się oprzeć :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...